seawolf seawolf
4982
BLOG

Pasażer na gapę?!

seawolf seawolf Polityka Obserwuj notkę 40

Obiecałem sobie , że się powstrzymam z komentarzami do katastrofy Costy do czasu, jak przeczytam poważne wewnętrzne raporty, czy biuletyny na ten temat, bo to , co czytam jest nieraz zupełnie nieprawdopodobne. Ze swojego doświadczenia, a na takich statkach spędziłem całe lata, nic mnie nie zaskoczy, ani nie zadziwi, bo widziałem też i rzeczy, o których nigdy nie napiszę, no, może kiedyś zdeponuję z dyspozycją, żeby wydać po swojej śmierci, bo po co mi dziesięć noży w plecach, hi,hi! Zatem wiem, co mogło się zdarzyć, ale i wiem, co nie mogło.

 

Z pewnością już można powiedzieć, że przyczyną wszystkiego była kogucia parada kapitana- „włoskiego ogiera”, typa, jakich znam tuzin osobiście i jeszcze więcej ze słyszenia. To znaczy, ogiera tam za dużo się nie znajdzie, raczej nażelowanego i stroszącego pióra fryzjerczyka z złotem na klacie. Takie parady wzdłuż brzegu to normalna procedura, każdy tak robi, tyle, że nie robi się tego na pełnej prędkości i nie w pobliżu skał. No, ale, jak w grę wchodzi dziewczyna, to krew odpływa z mózgu w inne rejony, jak mówi stare przysłowie, nie da się utrzymać ukrwienia w dwóch miejscach naraz. Jak mawiał pewien góral przed sądem, „nie jo to ustonowioł, nie jo to bede zmienioł!”

 

Pamiętam, jeszcze pacholęciem będąc, to znaczy pierwszym oficerem, wachtowałem sobie na takim statku, „Seawing” mu było, już go nie ma, to znaczy jest, ale zmienił nazwę chyba z trzeci raz, tak, że sam bym nie poznał, mijając gdzieś na szlaku.

 

 

Płynęliśmy koło Włoch, koło wysepki- wulkanu Stromboli. Stary po drodze na kawkę rzucił, „Tom, płyń w kierunku wyspy, opłyniemy ją”. Yes, Sir. Nie ma problemu. No to zmieniam kurs, patrzę na mapie, a wtedy nie było jeszcze map elektronicznych, wody dosyć, to znaczy głębokość wystarczająca, by podejść blisko, stary nie wspominał nic o prędkości, więc płyniemy, ile koni w maszynach. Płyniemy, płyniemy, Stromboli rośnie w oczach, to znaczy w oknach. Opłyniemy, ale w lewo, czy w prawo? Hmmm. No, na razie prosto, przyjdzie Stary z kawki, to powie. Stromboli rośnie dalej. I rośnie. A Starego nie ma. A Stromboli rośnie.

 

 

Zaraz rozszczepię wulkan na dwa mniejsze. Będę sławny! Hmmmm. Głupio dzwonić, bo przecież wie. Jeszcze obśmieją, że dostałem cykora, los gorszy od śmierci. No to czekam. Fiu, fiu, fiu, poświstuję. Stromboli rośnie. „Mendoza, przejdź na hand steering”. Czyli stawiam za sterem marynarza, wyłączam automatycznego pilota, bo robi się blisko. A Starego nie ma. No, dłużej nie mogę czekać, w lewo, czy w prawo, może monetą rzucić? Chyba w prawo, potem będzie łatwiej wrócić na kurs. Wreszcie przyłazi kapitan, stary, doświadczony, flegmatyczny Angol- „Tom, możesz już właściwie kręcić w prawo” rzuca flegmatycznie. Uffff!

 

Innym razem, już jako Stary, znaczy, kapitan dałem komendę na wyjściu z portu, w tłumaczeniu „tak trzymać” i poszedłem na skrzydło zobaczyć, czy pilot wysiadł bezpiecznie na motorówkę – pilotówkę, nie przyszło mi do głowy, że sternik zamiast trzymać kurs , jaki ma w momencie komendy, zrozumie, że ma trzymać ster w wychyleniu pięć stopni w lewo, bo tak akurat wypadło w tym momencie. I tak też trzymał, ja stałem sobie na skrzydle i machałem do zaprzyjaźnionego pilota, codzienna rutyna, a statek powoli sobie skręcał w stronę pobliskiej plaży, na której jeszcze niedawno zażywałem kąpieli, bo statek stał trochę, w Almerii to było. Oficer, młody chłopak z Estonii, patrzył z niezmąconym spokojem, bo jak Stary kazał, to co mu do tego. Rzucam okiem na kilwater, czyli ślad statku na wodzie, coś podejrzanie skręca, zaraz, zaraz, o, q.. prawo na burtę! No, wykręciliśmy, zresztą, płynęliśmy powoli.

 

W wielu portach przy wejściach , na falochronach zalegają takie wraki, ktoś czegoś nie zrozumiał, albo się zagapił. Albo , jak na pewnym greckim promie, załoga oglądała mecz Panathinaikosu, 80 zabitych. To znaczy nie na meczu, ale na skałach, na które się władował na pełnej prędkości.

 

Tak, że różnie bywa.

 

O, jeszcze jedną historię opowiem, choć po polsku będzie dużo tłumaczenia. We flocie amerykańskiej nie używano brytyjskich starodawnych określeń „port side”, czyli lewo i „starboard side”, czyli prawo, tylko właśnie „left” i „right” , czyli lewo i prawo. No i pilot prowadzi amerykański niszczyciel w jakiejś cieśninie, daje komendę „hard to port”, czyli ster lewo na burtę, sternik powtarza, pilot kwituje zwyczajowym „Allright”, czyli OK., w porządku, a sternik rozumie, że to ster prawo na burtę. I tak też robi. Niszczyciel wgniata się w skałę. Jest tam , zdaje się do dzisiaj. Koniec opowieści.

 

No, dobrze, zdryfowałem w stronę morskich opowieści, no i dobrze, bo odczuwam znużenie pisząc ciągle o tym samym, tych samych kłamstwach i tych samych kanaliach. Za chwile będziemy mieć znowu o czym pisać, bo cała narracja Sekty Smoleńskiej Brzozy się rozwaliła i żeby nie wiem ile Palikot nazapalał kadzidełek w Sejmie i żeby nie wiem ile zblatowani dziennikarze, udając straszne podniecenie tym faktem, starali zająć ludzi, to i tak od tego nie uciekną. Nawet, jak z chwilę Palikot ściągnie gacie na mównicy, też już tego nie przykryje. Albo Grodzka/i. Oj, przepraszam, zemdliło mnie.

 

Acha, jeszcze o Concordii, jeśli to prawda, ze znaleziono zwłoki pasażerki, której nie było na żadnej liście, to kapitan nie wyjdzie z kryminału przez długie lata. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak mogło do czegoś takiego dojść. Można wprowadzić na statek wizytujących, ale trzeba to zgłosić dzień wcześniej, zarejestrować na trapie, dostać przepustkę. Nie ma prawa statek rzucić cum, jeśli nie ma na mostku kompletnej listy pasażerów i załogi, a osobno jeszcze listy dzieci i niepełnosprawnych. Nikt nie może przekroczyć w dzisiejszych czasach trapu, nie rejestrując się w komputerze karta magnetyczną, w obie strony. Po prostu nie ma takiej możliwości. Kiedyś było inaczej, ale po 11 września wszystkie przepisy bezpieczeństwa się zmieniły. Jak coś się nie zgadza, statek stoi, dopóki się wszystko nie wyjaśni, jak trzeba , to i fizycznie nie znajdzie brakujących osób. Zresztą na bramie w porcie też maja listę wizytujących, więc nie ma prawa nikt się „zawieruszyć”. No chyba, że we Włoszech.

 

P.S. Właśnie słyszę w “Wiadomościach” o Węgrzech. Wczoraj szło milion zwolenników Orbana, wielkie tłumy, jak czoło pochodu po dwóch godzinach się rozchodziło do domów, to ogon jeszcze nie ruszył, dzisiaj szło pięć tysięcy przeciwników. Jak o tym mówią rządowe cyngle? „Orban dzieli Węgrów, wczoraj sto tysięcy zwolenników, dzisiaj przeciwnicy”. No i jak tu w gębę nie plunąć? Goebbels przy nich to Matka Teresa z Kalkuty.

 

A właśnie jeden z cyngli z Wyborczej, Sroczyński,  sie rozszlochał i posmarkał, ze prawica nie chce w nich widzieć człowieka i mówi o nich „cyngle”. I tak bardzo uprzejmie mówi, moim zdaniem.

 

Jutro felieton w GPC i Free.pl, zachęcam!

 

http://freepl.info/seawolf

http://gpcodziennie.pl/autor/seawolf

http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf/

http://niezalezna.pl/bloger/69/wpisy

http://seawolf.salon24.pl/

 

seawolf
O mnie seawolf

Poniżej- Kocurki stanowczo zażądały, by je na razie zostawić. To zostawiam.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka