seawolf seawolf
6055
BLOG

Premier Maciuś Pierwszy!

seawolf seawolf Polityka Obserwuj notkę 51

Pamiętacie, jak to Palikot zażądał kategorycznie natychmiastowego opublikowania badań lekarskich Prezydenta Kaczyńskiego? Zostało to przywitane życzliwym szmerem aprobaty, jako oczywiste prawo wyborców do znajomości stanu zdrowia urzędników publicznych. Donald Tusk, jeśli mnie pamięć nie myli, demonstracyjnie opublikował swoje badania, a brukowe tygodniki akurat przypadkiem zamieściły kilka zdjęć Premiera grającego w piłkę, że niby taki sprawny. Jak widzę, zakres badań był dalece niekompletny, biorąc pod uwagę nowe wspomnienia tegoż Palikota o swych dawnym koledze.

Oczywiście, nie trzeba nikomu przypominać, że, gdy Donald Tusk został zawiadomiony, że nie będzie jednak kandydował na Prezydenta, a kandydatem został Bronisław Komorowski, żadne badania nie były już potrzebne, podobnie, jak nagle przestały być potrzebne znajomość języków i znajomość życiorysu potencjalnej First Lady, czyli małżonki kandydata. Nagle zniknęły z TVN szampańskie żarciki o nieznajomości języków europosłów i sztubackie telefony dzienikarzy podszywających się pod zagranicznych dziennikarzy, żeby się ponabijać na antenie, jak zaskoczony rozmówca duka „łelkom ewrybady”, albo „Aj em bizi”. Oczywiście, w momencie, gdy kandydatem został Komorowski, takie żarciki stały się gwałtownie niemodne, podobnie, jak zdjęcia Pani Komorowskiej, najściślejsza tajemnica sztabu PO, niczym rozkład lotów w Szymanach.

Ale to szczegół, bo ważniejsze stało się to, że stan zdrowia kandydata stał się nagle jego najbardziej prywatną sprawą, a pytanie o badania- najnikczemniejszym grubiaństwem. Dopiero po wyborach okazało się, a i to nie tak do końca, że kandydat przeszedł bardzo poważną operację, a, co gorsza, liczne wpadki i gafy, które stały się już kultowe i zyskały swoją nazwę własną „bronków” to nie żadne przypadkowe incydenty, tylko wynik postępującego nieubłaganie schorzenia, o którym jeszcze chyba usłyszymy, jeśli Pan Prezydent nie powściągnie swojej nieposkromionej chęci powiedzenia czegoś publicznie od czasu, do czasu, ujawniając coraz słabszy kontakt z nabytą kiedyś wiedzą na temat historii, czy gramatyki.

Piszę to właściwie przy okazji, bo impulsem było, co innego, mianowicie lektura wspomnienia ex-posła Palikota o swym dawnym pryncypale. Otóż pisze on, jak wschodzi kiedyś do kancelarii i słyszy łomot dobiegający z gabinetu Premiera. Łup! Łup! Łup! Wchodzi i co widzi? Pan Premier w nienagannym niebieskim garniturze ostrzeliwuje piłką roślinę stojącą w rogu gabinetu. Roślinę znaną, jako ulubiona roślina Leszka Millera.

Sam fakt, ze premier rządu polskiego trzyma piłkę w swoim gabinecie, budzi lekko rozbawione zainteresowanie. No, cóż, lubi, to trzyma. Fakt, że się nią bawi w tym gabinecie w czasie pracy, świadczy już o dwóch innych rzeczach, że nie traktuje swojej pracy zbyt poważnie, a właściwie, że umysłowością przypomina Króla Maciusia Pierwszego z książki Korczaka, albo sytuację z książki „Książę i żebrak”, gdzie nastolatek postawiony nagle w sytuacji go przerastającej używa królewskiej pieczęci państwowej do tłuczenia orzechów.

Chłopcy z podwórka dorwali się do gabinetów i skaczą po kanapach w dzikiej radości, chichocząc dziko, jaki to świetny numer wykręcili i patrzcie, nikt się nie zorientował. To właściwie najlepsza ilustracja czteroletnich rządów Donalda Tuska. To znaczy, właściwie rządów nie bardzo wiadomo czyich, ale Donald Tusk to firmuje swoim nazwiskiem, jak słup. Powiedziałbym, że twarzą, ale przy ostatnich wyborach firmował nie tyle swoja twarzą, ile postacią jakiegoś chłopca o podobnych rysach. Nie wiadomo, zdjęcie z rodzinnego albumu, czy dzieło Photoshopa.

Ale jest jeszcze coś, co wykracza poza to niedojrzałe, infantylne kopanie piłki w gabinecie Premiera. Coś dziwnego musi siedzieć w głowie Donalda Tuska, bo to nie pierwszy raz, gdy mimochodem słyszymy o tym, że darzy on swoich przeciwników jakąś obsesyjną nienawiścią- niszczenie rośliny tylko za to, że należała do ex- premiera Millera, trzymanie na swoim biurku figurki Prezydenta Kaczyńskiego na sprężynce, niczym figurki voo doo, to normalnych zachowań nie należy, choćby ktoś nie wiem jak przekonywał, że jednak należy i żeby nie przesadzać, nie jątrzyć i nie dzielić.

Ja, żeby być kapitanem, muszę przejść od czasu, do czasu drobiazgowe badania, włączając pytania, czy zdarza mi się słyszeć głosy z zaświatów, czy z jakichś dziwnych źródeł, podejrzewam, że takich pytań nie zadano na żadnym etapie castingu na Mężyka Stanu Panu Premierowi Donaldowi Tuskowi, a szkoda.

Jak sobie człowiek pomyśli, jaka to ekipa rządzi Polską, jak sobie popatrzy na Pana Prezydenta Bul- Komorowskiego, Pana Premiera Maciusia Pierwszego, Dziurawego Stefana, czyli Pana Wicemarszałka Sejmu, Pana Marszałka Senatu bezradnie usiłującego sklecić jakieś dwa zdania złożone, to czasem robi się zimno.

„Szkoda Polski”, jak stwierdził swego czasu Komorowski. Święte słowa. Trzeba wygrać te wybory.

P.S. Jutro poniedziałek, zatem zachęcam do przeczytania felietonów w Rzepie i w Freepl.info

http://www.wsieci.rp.pl/opinie/seawolf

http://freepl.info/seawolf

http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf/

http://niezalezna.pl/bloger/69/wpisy

http://seawolf.salon24.pl/

 

seawolf
O mnie seawolf

Poniżej- Kocurki stanowczo zażądały, by je na razie zostawić. To zostawiam.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka