Seawolf na Madagaskarze!
Seawolf na Madagaskarze!
seawolf seawolf
1674
BLOG

Pożegnanie z Panem Piratem.

seawolf seawolf Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

 Szokująca zmiana, nie ma już Pana Pirata zachęcajacego do głosowania! Żegnamy się z piratem i z konkursem. Nawet ja miałem go już dosyć, wyrażam wyrazy współczucia dla Czytelników.

A skoro już o piratach, to już niedługo opuszczamy pirackie rejony, ale będzie balanga na statku! Opuściliśmy Madagaskar, jeszcze tylko Reunion i Mauritus i wychodzimy z ich zasięgu. To znaczy, tak myślimy i tak wynika z biuletynów, jakie nam przysyła Company Security Officer z Miami. Mam nadzieję, ze oni też je czytają i zostawią nas w spokoju. Jak ten trzmiel, co by nie latał, gdyby chodził ( latał??) do szkoły, bo by się dowiedział, że ma za małą powierzchnię skrzydełek, żeby latać. A on nie wie. I lata, głupol jeden.

Jedno mogę wam powiedzieć o Madagaskarze- gorąco tam, jak diabli. Może to i dobrze, że Liga Morska i Kolonialna nie dogadała się w końcu z Francuzami i nie zakupiła dla Polski Madagaskaru. Miejsce piękne, nawiasem mówiąc. Ale gorące. A teraz, to i deszczowe, płyniemy dookoła Madagaskaru i leje, jak z cebra. Coraz to inna kabina, czy korytarz jest zalewany przez rozmaite zatkane odpływy, albo i dziury w pokładzie, owszem, owszem, zdarza się i na najlepszych statkach, zwłaszcza 15 letnich. Właśnie spędziłem pół dnia zalepiając jedną dziurę na skrzydle mostku masą epoxy i cementem, bo zalewało (no, powiedzmy , kapało) pasażerów z kabiny pod mostkiem. Może do stoczni wytrzyma. Sama robota nietrudna, ale musiałem zygzakować między kolejnymi deszczami widocznymi na radarze, bo i masa i cement potrzebują trochę czasu bez zalewania wodą, by stwardnieć.

No, coby tu jeszcze o Madagaskarze i Lidze Morskiej. Zastanawiam się, jak by dzisiaj wyglądała nasza wizyta, gdyby NASI tu byli. Niestety, a może na szczęście ostatnim Polakiem , który tu odcisnął polskie piętno, był Beniowski i było to dość dawno temu.

Na szczęście, bo mogę sobie jedynie wyobrazić, jakim karczemnym słowem by mnie obrzucili lokalsi, po tym, jak ich po raz 15 odgoniłem od trapu. Bowiem byliśmy świadkami czegoś rodem z opowieści podróżniczych z dwóch poprzednich stuleci- watahy łodzi, łódek, łódeczek, pełnych wszelakiego dobra, to znaczy owoców, pamiątek, kijków, lasek, muszli, ryb, krabów, ośmiornic, a przede wszystkim owych lokalsów krzyczących i zachwalających towar.

 

Jeszcze tylko brakuje pływającego burdeliku, albo mam wrzucających na pokład swoje niemowlaki, których miały nadmiar, bo i tak, niestety bywało w przeszłości, jak można przeczytać w wielu wspomnieniach.

Dobijamy do kei, oops, to wszystko, cała Nosy Be? No, zdaje się, że plaża to główna atrakcja.

 

 Strażnicy wyglądają groźnie, znaczy tutaj bezpiecznie.

 

A tu autor w okazałości:

Amok ogarnia także załogę, bo zamiast pieniędzy „idą” stare buty, wiadra, puste hoboki po farbie, jakieś łachy, plastikowe nakrętki. No, jednym słowem, transakcje barterowe typu „machniom”. Tworzą się dwa centra handlowe- jeden przy trapie, drugi na rufie, tam towar trzeba rzucać, albo spuszczać na lince.

Za rufą, OK., ale przy trapie blokują cały ruch naszych tendrów, czyli łodzi dowożących pasażerów na brzeg ( bo stoimy na kotwicy, miejsca przy kei nie ma nie tylko dla statku, ale nawet i dla łodzi nie za bardzo). Co chwila krzyczę więc, GO, GO, F… GOOO!!! Bo dosłownie nie ma jak dobić łodzią do trapu. Dorobiłem się złej sławy, bo potem, zamiast Sir krzyczeli do mnie kapo. Edukowani, psia ich….albo filmów się naoglądali.

Śmiać mi się chciało, bo jak krzyczałem, to odwiosłowywali na wszystkie strony, jak się odwróciłem, to natychmiast przywiosłowywali bliżej, odwracam się, yyyyyy!!!! Pych, pych, pych, odpływają, odwracam się , pych, pych, pych, przypływają. W międzyczasie , fuj, pod nosem miga mi niespodziewanie para starych butów, to TV Operator oferuje łodziom towar, machając mi przed nosem, wyganiam go na rufę. Pod drugim ramieniem przemyka mi mała Maribeth, stewardessa, kupując muszlę za jakiś kubełek. A żeby was wszystkich! Nie da rady zapanować. W końcu pomagam Maribeth targować, kupiła jakiś pomalowany korzeń, nawet ładny.Widzę, że Bosun zamierza kupić jakiegoś kraba, czy coś, jeszcze macha odnóżami. „Bosun, nawet o tym nie myśl!”. Odpuścił. To znaczy, odpuścił do chwili, gdy zniknę w windzie, z pewnością.

Nie odpuszczają do końca, nawet w ostatniej chwili podpływają pod pasażerskie balkony wrzeszcząc o cokolwiek. Pasażerowie rzucają jakieś cole, jakieś pringles, handlarze sprawnie wyławiają, nurkując, pozostali krzyczą, „ A ja, a dla mnie!!!!! Madam!!!” Splash, splash, spalsh, pluskają w wodę podarunki, sprawnie wyławiane, ku zachwytowi pasazerów.

No, ale czas jechać, podnosimy łodzie, wybieramy kotwicę. Z ostatniej łodzi wysiada Firoze, Safety i Michael, Security, obaj z Indii, „Szefie, to dla ciebie!” dają mi wspaniały model żaglowca. „No, co wy, nie mogę! Zostaw dla siebie” „Bierz, Staff, cztery takie kupiliśmy, po 15 dolców!” „No, ale jak ja to , @$%$, wezmę do samolotu?” „Sir, to się da złożyć, wystarczy tu odczepić jedną wantę i maszty można złożyć!”

Wymiękam, istotnie, model piękny. Ale chyba będę musiał dokupić jeszcze jedną torbę. Na pamiątki. 

P.S. No, ale zacząłem przecież o piracie, z którym się WRESZCIE żegnam. Pisałem wczoraj o tajemniczej zmianie o 18 miejsc w konkursie, ot tak, jednej nocy zniknąłem z drugiego miejsca, żeby się odnaleźć na miejscu 20. Wyrażenie „odnaleźć” jest jak najbardziej na miejscu, bo nie było łatwo! Im bardziej szukałem, tym bardziej mnie nie było, niczym miodku w słoiku Kubusia Puchatka, im bardziej zaglądał, tym bardziej miodku nie było. Rozwinąłem nawet natychmiast wielowariantową teorie spiskową, zwyczajnie, jak to antykomuch, i to taki hardcore, czarnopodniebienny, co to jątrzy i dzieli nałogowo, 24/7. Ale… poszedłem spać i gdzieś tak nad ranem, jak coś nie walnie, nie huknie, nie wstrząśnie- myślę sobie, piraci? Walnęliśmy w jacht, albo rybaka? Łomatko, trzeci raz w tym miesią….tfu, co ja godom, co ja godom, miałem o tym nie pisać!

Ale nic, cisza, zatem śpię dalej. Tylko coś, jakby winda mi się śni i wyświetla się 18, 17, 15 , 12, 11, 8, 3, ding! Zaglądam rano i tu zawieszam głos… Tak jest, znowu jestem drugi, zaraz za Korwinem. Tak oto, niczym dziewczynce z zapałkami spełnił się niewinny sen o odzyskaniu należnego miejsca, którym się zdążyłem już tyle razy pochwalić, że aż wstyd.

Hmmm, no, dobra, zmyśliłem to wszystko, mam ciekawsze sny, niż jakaś winda hi,hi! Ale, jak to mówią, prawda może jedynie zepsuć dobrą opowieść.

Tak, skończył się wreszcie ten przydługi konkurs, ostatecznie, choć, po ostatnich doświadczeniach, kto wie? W jaki sposób w jedną nockę można spaść o 18 miejsc i w drugą nockę podskoczyć o te same 18 miejsc, pozostanie tajemnicą równą zaginięciu Hoffy, czy zamachu na Kennedy’ego.

Z wielką dumą oznajmiam, ze ostatecznie jestem drugi, za Korwinem – Mikke, więc, żadna poruta, a mój Seawolf- Dziennik Pokładowy zajął pierwsze miejsce w swojej kategorii podróżniczej.

Serdecznie dziękuję za Wasze głosy, dzięki którym moja próżność została tak rozkosznie połechtana! Zwykle w takich razach się mówi, że będzie to dla mnie zachętą do jeszcze bardziej wytężonej pracy, zatem i ja to powtarzam- będzie, i to jak! Będę pisał, bo wiem, że mam dla kogo i że moje pisanie nie idzie na próżno.

Co tam potem zrobią z tym jurorzy, mniejsza. Ja już swoja nagrodę odebrałem.

Bardzo dziękuję.

http://seawolf.nowyekran.pl/

http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf/

http://seawolf.salon24.pl/

P.P.S Córka przesłała mi poniższy apel z kategorycznym poleceniem zamieszczenia, wydaje mi się, że cel bardzo szlachetny i nic nie kosztuje, poza paroma miligramami tuszu w długopisie ;-)

Jeśli chcesz pomóc i przekazać 1% podatku na program Leczenia i Rehabilitacji Stwardnienia Rozsianego, to w swoim PIT wpisz poniższe dane. Ważne, by były one dokładnie przepisane, gdyż inaczej fundusze trafią do Skarbu Państwa.

Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego

Nr KRS 0000083356

A w rubryce „informacje uzupełniające”

PLIR Roman Geftasewicz

 

Wiecej info na: www.ptsr.org.pl

e-mail:romean@tlen.pl

seawolf
O mnie seawolf

Poniżej- Kocurki stanowczo zażądały, by je na razie zostawić. To zostawiam.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości